Artykuły
Wywiad: Przejść południową Polskę
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 29 - Sierpień 2012r. , godz.: 10:26
27 czerwca redakcję "Tygodnika Prudnickiego" odwiedził Jarosław Grykiel, turysta który podjął się niezwykłego wyzwania - jednorazowego przejścia polskich gór - od Bieszczad aż po granicę Niemiec. Prudnik to był mniej więcej półmetek jego podróży, czekało go jeszcze przejście Głównego Szlaku Sudeckiego. Czy mu się udało, o tym w wywiadzie po już zakończonej eskapadzie.
Na początek powiedz parę słów o sobie, skąd jesteś, ile masz lat, gdzie pracujesz...
- Mam 34 lata. Mieszkam w Poznaniu. Wykonuję zawód radcy prawnego oraz pracuję jako nauczyciel akademicki na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie prowadzę wykłady, seminaria magisterskie, konwersatoria oraz przygotowuję pracę habilitacyjną poświęconą problematyce nieruchomości.
- Skąd pomysł na przejście dwóch głównych szlaków górskich Polski?
- Pomysł dotyczył przejścia za jednym razem całej południowej Polski, od tzw. źródeł Sanu do trójstyku granic polskiej, czeskiej i niemieckiej. Przy okazji chciałem również przejść w całości Główny Szlak Beskidzki oraz te części z Głównego Szlaku Sudeckiego, których do tej pory jeszcze nie miałem okazji zobaczyć.
- Szedłeś z zamiarem przejścia całości, czy raczej byłeś ciekawy, dokąd zdołasz dotrzeć?
- Od początku miałem zamiar przejść całą trasę. Nie wiedziałem tylko, czy kondycyjnie dam sobie radę.
- Liczyłeś ile razy zgubiłeś szlak?
- Z pewnością kilkanaście. Było to w większości spowodowane słabym lub trochę mylnym oznaczeniem szlaku (między innymi w okolicach Węgierskiej Górki), ale również niedawnymi zmianami w jego przebiegu. Niestety, w wielu miejscach znaki szlaku zostały usunięte z powodu "zrywki i ścinki drzew". Szczególnie widać to w okolicach Przełęczy Puchaczówka, gdzie wykarczowano sporą część lasu.
- Ile kilometrów przemierzyłeś?
- Nie miałem jeszcze okazji dokonać dokładnych obliczeń, ale szacuję, że łącznie przeszedłem około 1100 kilometrów.
- Dziennie ile średnio przechodziłeś?
- Każdego dnia trasa była nieco inna. Zależało to w znacznej mierze od pogody, ale również od możliwości noclegu i ewentualnych kontuzji. Myślę jednak, że średni dzienny dystans wynosił około 38 kilometrów.
- Najdłuższa dzienna odległość?
- Najdłuższe dwa odcinki przypadły na przejście pomiędzy Beskidami a Sudetami. W dwa dni pokonałem trasę z Cieszyna do Prudnika, przy czym na każdy z tych dni przypadało około 65 kilometrów, niestety, głównie po asfalcie. Z tras górskich za najdłuższe uznałbym przejście z Krościenka do Rabki (całe Gorce) oraz z Hali Rysianka na Stożek Wielki.
- Jak poradziłeś sobie z odcinkiem między Beskidami a Sudetami?
- Jak już wspomniałem, na tym odcinku trasa wiodła głównie drogami asfaltowymi (sieć szlaków turystycznych w tym rejonie jest raczej uboga, a biorąc pod uwagę dystans starałem się trzymać jak najkrótszej trasy). Z Ustronia do Cieszyna przeszedłem jeszcze tego samego dnia, w którym zakończyłem Główny Szlak Beskidzki (wyruszałem ze schroniska na Stożku więc nie była to wyczerpująca trasa). Następnego dnia pokonałem dystans z Cieszyna do Raciborza a w kolejnym dniu przemierzyłem trasę Racibórz-Prudnik. Muszę przyznać, że przejście tych odcinków okazało się wyjątkowo męczące, nie tylko z uwagi na długość trasy i asfaltowe podłoże dające się we znaki stopom, ale przede wszystkim w związku z mało ciekawą okolicą, zwłaszcza w porównaniu z górskimi szlakami.
- Jak się czuje osoba, która przeszła tak długą trasę?
- Poza lekkim bólem nóg odczuwam oczywiście ogromną satysfakcję, że udało się osiągnąć zamierzony wcześniej cel. Z uwagi na kontuzję prawej nogi (na jakiś tydzień przed metą) do końca nie byłem pewien, czy dam radę ukończyć wyprawę. Na szczęście jakoś się udało, co tym bardziej cieszy.
- Z tego, co pamiętam, to nie wybrałeś za punkty początkowy i końcowy miejsca, gdzie zaczynają się szlaki, ale inne. Dlaczego?
- Wiąże się to z charakterem samej wyprawy. Głównym założeniem było przejście południowej Polski od jej wschodniego krańca położonego w tzw. Worku Bieszczadzkim aż po kraniec zachodni, gdzie znajduje się wspomniany trójstyk granic polskiej, czeskiej i niemieckiej. Przejście głównymi szlakami stanowiło jedynie środek do osiągnięcia tego celu a nie cel sam w sobie. Czasami wiązało się to jednak z nadrobieniem drogi. Przykładowo, w Bieszczadach najpierw przeszedłem z Tarnawy Niżnej, przez Muczne i Berdo do Przełęczy pod Tarnicą, by następnie zejść do Wołosatego, gdzie zaczyna się Główny Szlak Beskidzki, i z powrotem znaleźć się na Przełęczy pod Tarnicą (tym razem idąc z Halicza).
- Pasma górskie, które będziesz wspominał najcieplej.
- Każde z pasm ma własny niepowtarzalny urok i bardzo trudno jest wybrać te wyjątkowe. Podoba mi się bardzo Beskid Niski z uwagi na jego dzikość i niedostępność, choć tym razem może nie będę miał najcieplejszych wspomnień, ponieważ przez większość czasu padało a miejscami nawet lało i to przez kilka dni pod rząd. Bardzo charakterystyczne są też Góry Stołowe i Karkonosze (Głównym Grzbietem szedłem już pod wieczór i we mgle co dodatkowo podkreślało niesamowitość tego odcinka szlaku).
- Co sądzisz o Górach Opawskich? Byłeś tu wcześniej?
- Tak. Pierwszy raz wybrałem się w Góry Opawskie jeszcze w 2001 roku, z obowiązkowym wejściem na Biskupią Kopę. Teraz miałem okazję zwiedzić to pasmo nieco dokładniej i to z nie byle jakim przewodnikiem. Jak się okazało, jest tu wiele ciekawych miejsc, a same góry, mimo stosunkowo niskiej wysokości, potrafią dać się we znaki turystom (zwłaszcza tym z plecakami), o czym sam miałem okazję się przekonać.
- Wiem, że w podróży na odcinku między Prudnikiem a Jarnołtówkiem towarzyszył ci Roman Gwóźdź z PTTK Prudnik. Nie było to przypadkowe spotkanie, prawda?
- Spotkaliśmy się na szlaku z Rabki na Halę Krupową. Potem wspólnie przeszliśmy jeszcze trasę na Markowe Szczawiny i dalej do schroniska na Hali Miziowej. Tak nawiązaliśmy miłą znajomość. Okazja do kolejnego spotkania nadeszła, gdy po kilku dniach dotarłem do Prudnika. Romek nie tylko wyposażył mnie w niezbędne mapy, będące nieocenioną pomocą na szlaku (zwłaszcza w tej części Sudetów), ale również zgodził się towarzyszyć mi na szlaku przez Góry Opawskie (z Prudnika do Jarnołtówka). Jego znajomość okolicy jest naprawdę imponująca, dlatego szczególnie cieszę się z możliwości przejścia tej części szlaku z profesjonalnym przewodnikiem.
- Kilka lat temu szlak Gór Opawskich połączono z pozostałym odcinkiem Głównego Szlaku Sudeckiego przez tereny w rejonie Otmuchowa położone poza górami, choć z górami w tle. Nie wszystkim turystom podoba się ta zmiana. Co o tym sądzisz?
- Przypomnienie turystom, że Góry Opawskie są nieodłączną częścią polskich Sudetów uważam za bardzo dobry pomysł. Sam przebieg Głównego Szlaku Sudeckiego w niektórych miejscach pozostawia jednak pewien niedosyt. Moim zdaniem szlak zbyt często prowadzi drogami asfaltowymi (dotyczy to również odcinka od Paczkowa do Złotego Stoku). W wielu miejscach jest również bardzo słabo oznaczony a nawet zarośnięty (zwłaszcza w okolicach Głuchołaz oraz wsi Łąka), co skutecznie może zniechęcić mniej zdeterminowanych turystów.
- Jakie plany wędrówkowe w najbliższym czasie?
- Myślę o krótkim wypadzie w Tatry ale to dopiero na jesień. Teraz trzeba odrobić wszelkie zaległości i podleczyć kontuzje. Pozostają jeszcze weekendowe wypady w Sudety ale te rzadko planuję, raczej wychodzą spontanicznie w miarę wolnego czasu.
- Dziękuję za rozmowę i zapraszam do udziału w tegorocznym Prudnickim Maratonie Pieszym, oczywiście na trasie 50-kilometrowej.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Wędrowiec - dodatek turystyczny
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze