Artykuły
Dewastacja przy przebudowie? "Nie dam ani grosza"
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Czwartek, 6 - Wrzesień 2012r. , godz.: 10:00
Stanisław Gurgul żąda od swojego sąsiada usunięcia szkód powstałych - jak twierdzi - podczas przebudowy lokalu. Ten odpowiada,
że to próba wyłudzenia pieniędzy.
W maju 2010 roku jeden z prudnickich biznesmenów rozpoczął adaptację zakupionego wcześniej lokalu mieszkalnego na lokal użytkowy w budynku wielorodzinnym przy ulicy Klasztornej w Prudniku. Zawilgocona rudera wymagała przeprowadzenia kompleksowych prac od podstaw, włącznie ze skuciem tynków i wykonaniem izolacji tzw. metodą podcinki. Na potrzeby przyszłego biura wyburzono też ściany.Inwestor chcąc prowadzić działalność gospodarczą w kamienicy (wcześniej było tam mieszkanie) musiał uzyskać zgodę dotychczasowych członków wspólnoty mieszkaniowej - właścicieli nieruchomości. Ta, w dobrej wierze, zgodziła się. Jak się okazało część lokatorów pożałowała tej decyzji. Zdaniem mieszkańca z pierwszego piętra roboty doprowadziły do powstania licznych pęknięć ścian oraz deformacji stolarki okienno-drzwiowej w jego mieszkaniu. 83-letni pan Stanisław o sprawie powiadomił Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, w międzyczasie zwrócił się też do swojego nowego sąsiada, oczekując załatwienia sporu na drodze ugodowej i usunięcia szkód.
- Podczas wykonywania czynności kontrolnych ustalono występowanie uszkodzeń trwałych w postaci rys (dziś to już są spękania - przyp. red.) widocznych na ścianach wewnętrznych i zewnętrznych w pomieszczeniach od strony ulicy - kuchni i sypialni oraz od strony podwórka - w pokoju dziennym. (...) Stwierdzone uszkodzenia w postaci widocznych zmian przy określonej skali mogą wskazywać, że nie powodują one istotnego zakłócenia obiektu w jego użytkowaniu i nie stanowią w momencie ich stwierdzenia niebezpieczeństwa dla wytrzymałości - czytamy w pokontrolnym protokole służb PINZ w Prudniku.
Ponadto inspektorzy ustalili, że inwestor wykonywał roboty budowlane na podstawie ważnego pozwolenia wydanego przez starostę, z dopełnieniem wymagań określonych w przepisach prawa budowlanego oraz zgodnie z projektem budowlanym. W trakcie kontroli przedsiębiorca zadeklarował na piśmie, że podejmie odpowiednie działania zmierzające do usunięcia szkód, które wystąpiły w lokalu sąsiada.
- Podobne deklaracje składał mi wielokrotnie. W końcu zaproponował mi 800 zł. Ale ja nie mogłem przyjąć tej kwoty. Była za mała i znacznie odbiegała od przekazanego mi przez tego pana kosztorysu usunięcia szkód, sporządzonego przez sprowadzoną przez niego samego firmę. Według niej prace naprawcze miały kosztować 2.800 zł.
- Zaproponowałem temu panu te kilkaset złotych z uprzejmości, dla zachowania dobrych relacji sąsiedzkich. Wersalu w mieszkaniu to on nie ma, więc spokojnie by mu starczyło na zaszpachlowanie i zamalowanie tych rys. Deklarując podjęcie działań zmierzających do usunięcia szkód miałem na myśli "uruchomienie" polisy mojego wykonawcy. Nic więcej.
Ale z firmy ubezpieczeniowej, w której ubezpieczył się wykonawca, pan Stanisław nie dostał ani grosza odszkodowania.
- Zakres ubezpieczenia w ramach zawartej umowy nie obejmuje odpowiedzialności cywilnej za szkody powstałe m.in. wynikłe z powolnego działania hałasu, wibracji. Za działanie powolne uznaje się takie działanie wyżej wymienionych czynników, które wpływa na otoczenie w sposób ciągły, prowadząc do szkody, której nie można przypisać cech nagłej i niespodziewanej. Ustalono, iż przedmiotowa szkoda nie powstała w sposób nagły, lecz w wyniku długotrwałych prac prowadzonych przez ubezpieczonego, co nie jest objęte zakresem ubezpieczenia - czytamy w piśmie Ergo Hestia.
Dlaczego wykonawca feralnych robót zdecydował się na takie (tańsze), a nie inne (droższe) ubezpieczenie? Chciał zaoszczędzić, a może został przez kogoś wprowadzony w błąd? Nie wiemy, nie udało nam się z nim skontaktować. Z kolei prudnicki pośrednik ubezpieczeniowy, który w 2010 r. sprzedał mu polisę, ze względów proceduralnych nie wyraził zgody na wypowiedź do naszej gazety.
Towarzystwo, w którym ma ubezpieczone mieszkanie 83-latek, również odmówiło mu wypłacenia odszkodowania, tłumacząc, że zakres ubezpieczenia nie obejmuje tego typu szkód. PZU nie zmieniło decyzji nawet po interwencji rzecznika ubezpieczonych, do którego wystąpił prudniczanin.
- Nic nie wskazuje na to, że pęknięcia ścian w mieszkaniu ubezpieczonego są wynikiem dewastacji. Dewastacja jest zdefiniowana w ogólnych warunkach ubezpieczenia jako umyślne zniszczenie lub uszkodzenie mienia przez osoby trzecie. Z zebranej dokumentacji nie wynika, aby umyślnie zostały uszkodzone ściany w mieszkania Stanisława Gurgula przez osoby trzecie - to już uzasadnienie PZU.
Stanisław Gurgul wciąż ma nadzieję na ugodowe załatwienie sprawy. Teraz wzywa swojego sąsiada do zapłaty odszkodowania w wysokości 1.500 zł.
- Kwota ta tylko w części pokryje koszty usunięcia szkód w moim mieszkaniu, lecz pozwoli na zakończenie tego wieloletniego sporu - argumentuje.
Do ugody raczej nie dojdzie, przynajmniej nic na to nie wskazuje.
- Nie dam ani grosza! On próbuje mnie naciągnąć, wyłudzić od mnie pieniądze, moim kosztem wyremontować sobie mieszkanie.
Relacje sąsiedzkie pomiędzy panem Stanisławem a przedsiębiorcą są bardzo napięte. Raz nawet musiała interweniować policja, kiedy to 83-latek wraz ze swoją córką pojawił się w biurze na parterze.
- Co miałem zrobić, wyrzucić ich siłą? Nie pozwolę sobie na to, aby ktoś w mojej własności nazywał mnie chamem i czuł się jak u siebie. Wezwałem więc policję.
- Od strony prawnej inwestor dopełnił wszystkich formalności - zaznacza Jan Dzikowicz, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. - Rozumiem, że pan Gurgul może czuć się poszkodowany, ale jedyne, co mu pozostało w tej sprawie, to dochodzenie swych roszczeń przed sądem w postępowaniu cywilnym.
Właściciel biura przy Klasztornej uważa, że na jego inwestycji skorzystali sąsiedzi, także pan Stanisław, u którego w mieszkaniu zimą już nie zamarza podłoga.
- Ściany, przynajmniej te od zewnątrz, na wysokości mieszkania pana Gurgula były spękane, co udokumentowałem na fotografiach, zanim jeszcze rozpocząłem tu prace. I nie ma się co dziwić, to stary budynek stojący przy samej ulicy - dodaje trzydziestoparoletni biznesmen.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Interwencje
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze