Artykuły
Sąsiedzi: WON z kotami!
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 12 - Wrzesień 2012r. , godz.: 10:35
Lokatorzy budynku przy Placu Wolności w Prudniku wytoczyli wojnę sąsiadce, która stworzyła na podwórku coś w rodzaju schroniska dla bezpańskich kotów.
Przez kilkanaście lat nikomu one nie przeszkadzały, dopiero od niedawna, odkąd wprowadzili się tutaj nowi mieszkańcy. To oni zaczęli buntować pozostałych sąsiadów przeciwko mnie i dążyć do pozbycia się stąd tych biednych zwierząt - żali się Anna Zachorska.
Kobieta stworzyła czworonogom iście komfortowe warunki. Na niewielkim skwerze obok kubłów na śmieci postawiła ocieploną budę. W środku wyścieliła wygodne legowiska i ustawiła miski, w których zawsze pełno kocich przysmaków.
- Jakieś trzynaście lat temu znalazłam na śniegu przy dwudziestopięciostopniowym mrozie chorą kotkę. Zrobiło mi się jej żal, postanowiłam więc wziąć ją pod swoją opiekę. I tak zaczęła się ta historia. W Spółdzielni Mieszkaniowej dostałam wówczas ustną zgodę na postawianie przed budynkiem schronienia dla innych kotów.
- Nie wierzę w to, aby ktoś w tak istotnej sprawie wyraził zgodę tylko ustnie - dziwi się wiceprezes SM w Prudniku Ryszard Wróblewski. - Pani Zachorska dopuściła się samowoli na działce, w której współudział mają także inni lokatorzy i to na ich wniosek podjęliśmy tę decyzję. To nie był nasz wymysł - wyjaśnia.
W związku ze skargami mieszkańców, dotyczącymi nieprzyjemnych zapachów, z powodu nielegalnej hodowli zwierząt na terenie nieruchomości, oraz nieprzestrzegania norm sanitarno-epidemiologicznych związanych z utrzymaniem zwierząt, a przez to norm współżycia sąsiedzkiego, SM zobowiązuje do usunięcia spornego problemu z naszej nieruchomości włącznie z wykonaniem dezynfekcji na własny koszt - czytamy w notatce służbowej sporządzonej w trakcie kontroli przez jednego z pracowników administracji, któremu asystowali strażnicy miejscy.
- Jakie normy sanitarno-epidemiologiczne? Przecież nikt z sanepidu nie zabierał w tej sprawie głosu - denerwuje się pani Anna.
Na uporządkowanie terenu prudniczanka ma czas do 14 września.
- Jeśli sama się tym nie zajmie, my to zrobimy, oczywiście na jej koszt - zaznacza wiceprezes Wróblewski. - Co się stanie z kotami ? Nie wiem, będziemy się zastanawiać, prawdopodobnie schronisko wchodzi w rachubę.
- Jesteśmy terroryzowani! - grzmi podczas konfrontacji jedna z sąsiadek. - Tych kotów jest tu co niemiara, nie sposób je wszystkie zliczyć. Wszędzie sikają, walą kupy, nieraz jest taki smród na podwórku, że coś okropnego. Łażą po samochodach, klatkach schodowych, dosłownie wszędzie ich pełno. Jeśli ta pani chce odgrywać rolę matki Teresy, to niech to czyni we własnym mieszkaniu, gdzie też trzyma koty, ale nie pod oknami. My chcemy żyć normalnie, jak ludzie!
- Jeżeli są kupy i siki na korytarzu, to tylko ludzkie, bo takich mamy tu lokatorów. Niektórzy są niewychowani do tego stopnia, że z okien rzucają np. jabłkami i leją wodą na te stworzenia. Raz nawet mnie oblali - kontynuuje pani Anna. - W porządku, nie muszę zajmować się tymi kotami, ale przecież one i tak gdzieś będą, nie szukając daleko, tuż za murem, na sąsiedniej posesji, ludzie wystawiają miski z jedzeniem. Według mnie, to miasto powinno rozwiązać problem bezdomnych kotów, np. wydzielić pomieszczenie, gdzie byłyby sterylizowane. Kilku weterynarzy z pewnością wsparłoby taką inicjatywę, a ja mogłabym dokładać do tego z własnej kieszeni.
Wniosek do SM w sprawie likwidacji kociego lokum poparła większość mieszkańców bloku. Ale co ciekawe - niektórzy bez specjalnego przekonania.
- Podpisałam się dla świętego spokoju, żeby mnie nie wytykano palcami. Mnie te koty nie przeszkadzają, w zasadzie są mi obojętne - przyznaje starsza kobieta, prosząc o anonimowość.
Anna Zachorska ma nadzieję, że zarząd spółdzielni wstrzyma wykonanie decyzji i pozwoli, by futrzaki zostały tu jeszcze jedną zimę. Jednocześnie liczy na konkretne działania ze strony gminy.
- Koty, które są regularnie dokarmiane, nie są kotami bezpańskimi, a my się takimi nie zajmujemy - nie pozostawia złudzeń Szymon Kroczak, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej, Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miejskiego. - Należy mieć świadomość tego, że poprzez właśnie dokarmianie koty będą stale w sposób niekontrolowany się rozmnażać. Myśleliśmy o sterylizacji, ale póki podobnego rozwiązania nie zaczną stosować ościenne gminy, nie ma to najmniejszego sensu.
Podobnych miejsc w Prudniku jest więcej, inne duże skupisko kotów, dokarmianych przez mieszkańców, znajduje się np. na Jasionowym Wzgórzu.
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze