Artykuły
Zaniedbane nieruchomości: Takich ruin będzie jeszcze więcej
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 24 - Lipiec 2013r. , godz.: 11:46
Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej w Prudniku zaproszony na spotkanie powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Jan Dzikowicz, obszernie wyjaśnił niuanse związane losem ruiny na terenie byłych koszar.
Największy społeczny opór dotyczy budynków najbardziej eksponowanych, które na co dzień mijamy idąc do pracy, na spacer, czy przejeżdżając samochodem. Taką budowlą jest na przykład pokoszarowy budynek na skrzyżowaniu ulic Grunwaldzkiej i Legionów, o którym od lat piszemy na łamach "Tygodnika Prudnickiego" i w którego sprawie radni oraz gminni urzędnicy nieraz interweniowali.
- Gzymsy odpadają, kominy się walą, na dachu mamy brzozy - opisywał stan budynku radny Edward Mróz. Do tej listy można dodać możliwość swobodnego dostępu do obiektu, czy powstanie wysypiska śmieci, które zaczęło się tworzyć obok.
- Czy nie można zamurować drzwi i obciążyć kosztami właściciela? - dopytywał radny Mróz.
W Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Prudniku sprawa nieruchomości ciągnie się od 2000 roku, a więc od trzynastu lat. Procedurę wyjaśniającą prowadził jeszcze poprzednik Jana Dzikowicza i zakończyła się ona decyzją administracyjną, polegającą na nakazie zabezpieczenia budynku.
Nieutrzymywanie budynku we właściwym stanie technicznym - zgodnie z prawem budowlanym - jest przestępstwem (!), które grozi grzywną, a nawet pozbawieniem wolności do jednego roku.
- Pan Hiacenty R., nabył ten budynek, jakiś jego pełnomocnik zadłużył nieruchomość, właściciel zmarł i całym problemem zostali obarczeni spadkobiercy, czyli żona i dwójka dorosłych dzieci - wyjaśniał na sesji Jan Dzikowicz, dodając że to właśnie oni (mieszkają w powiecie głubczyckim) przejęli pełną odpowiedzialność za budynek z działką.
Wszczęto egzekucję administracyjną, jako konsekwencję podjętej wcześniej decyzji. W jej ramach nałożono grzywnę, w celu przymuszenia właściciela do podjęcia nakazanych prac. Jeśli to nie przyniesie skutku istnieje możliwość tzw. wykonania zastępczego, polegającego na przykład na rozebraniu nieruchomości, czy przeprowadzeniu prac zabezpieczających za właściciela, a następnie obciążenie go kosztami tych prac.
Ale do tego już nie doszło. Egzekucja administracyjna ze strony inspektora zbiegła się w czasie z egzekucją sądową wobec jednego ze współwłaścicieli nieruchomości. To wstrzymało całą procedurę, ponieważ dwie egzekucje naraz nie mogą mieć miejsca wobec jednej osoby.
- Wielokrotnie występowałem do tych państwa z listami poleconymi, ale one w ogólne nie były odbierane - tłumaczył inspektor Dzikowicz. - Ta pani (właścicielka - przyp. red.) pojawiła się u mnie kilka lat temu, mówiąc mi, że ona sobie z tym problemem absolutnie nie poradzi, chyba że kamień do szyi, do wody i koniec.
Dzikowicz przyznał, że właściciele nieruchomości absolutnie uchylają się od jakichkolwiek prac naprawczych, natomiast inspektorat, w ramach własnych możliwości starał się w przeszłości w dość skromny sposób zabezpieczyć budynek, co nie przyniosło żadnego skutku, ponieważ były one szybko dewastowane.
- Co dwa, trzy miesiące oznakowujemy ten budynek "wstęp wzbroniony", mnie się wydaje, że dla normalnego człowieka to wystarczy, dla nienormalnego to znaczy kopnąć drzwi, wywalić skobel i dzieje się, to co jest.
Miała również miejsce akcja interwencyjna wspólnie ze strażą pożarną, której celem była likwidacja górnej części komina, grożącego zawaleniem.
Na wspomniane wcześniej "wykonanie zastępcze" dla tego budynku, tak by nie stanowił zagrożenia, nie ma w budżecie PINB środków. Na całe województwo na 2013 r. finansów takich było ok. 5 tys. zł (!), które wykorzystane zostały jeszcze w styczniu. Dzikowicz nawet nie starał się o pieniądze, wiedząc że budżet na ten cel jest praktycznie zerowy. Prudnicki inspektor orientacyjnie wyliczył jaki zakres prac musiałby być wykonany: nowe pokrycie dachu oraz solidne zamurowanie okien i drzwi na parterze. To spore pieniądze.
Poza wcześniejszą procedurą inspektorat prowadził postępowanie dotyczące ciągłego niewykonywania nałożonych na właściciela obowiązków, wynikających z prawa budowlanego. W 2010 r. było zawiadomienie do prokuratury, ale dochodzenie zostało umorzone, wobec "braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa". Zawiadomienie zostało ponowione, ale również bez rezultatu. Inspektor obiecał radnym, że zawiadomienie jeszcze raz skieruje do prokuratury.
Jakie są więc nadzieje, na zmianę sytuacji? W tej chwili praktycznie żadne. Wygląda na to, że budynek w najbliższych latach zawali się na naszych oczach, a nikłym pocieszeniem będzie to, że wszyscy zrobili co mogli, by ratować prywatną nieruchomość. Obecny kryzys gospodarczy, zastój na rynku nieruchomości i proces wyludniania się, spowodują że podobnych sytuacji będzie coraz więcej w powiecie prudnickim.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze